Marcin Kiepas


W 10 dni złoto potaniało o 4,3 proc., spadając w czwartek na koniec dnia do 1291 USD za uncję, co jest najniższym poziomem od 24 sierpnia br. Po drodze została przełamana ważna psychologiczna bariera 1300 USD, która w kwietniu i maju zatrzymała wzrosty cen tego kruszcu. Co stało za tym tąpnięciem na ryku złota? Dlaczego w oczach inwestorów świeci ono teraz mniejszym blaskiem? I co dalej z cenami?

Za zapoczątkowanymi 8 września spadkami cen, po tym jak wcześniej na przestrzeni 2. miesięcy notowania złota wzrosły z 1204,45 USD do 1357,54 USD (wzrost o 12,7 proc.), wyznaczając ponad roczne maksimum, stały aż 4 powody. Wpływ miało wyciszenie obaw wokół Korei Północnej, podtrzymanie przez Fed zapowiedzi kontynuacji podwyżek stóp procentowych, wrześniowy zwrot na amerykańskim rynku obligacji, a także spadające ceny metali na świecie.

Korea Północna nie taka straszna

Złoto, obok japońskiego jena, czy szwajcarskiego franka, historycznie traktowane jest jako tzw. bezpieczna przystań. Wzrost napięcia geopolitycznego związanego z próbami atomowymi Korei Północnej wpływał więc na wzrost cen kruszcu. W ostatnim czasie jednak prowokacje Korei tak spowszedniały inwestorom, że nie budziły one już większych emocji na rynkach finansowych. Stąd też i paliwo (czy jak ko woli pretekst) do wzrostu cen złota znikło. Przynajmniej do czasu, aż sytuacja na Półwyspie Koreańskim naprawdę nie stanie się gorąco.

Fed będzie dalej podnosił stopy procentowe

Bezpośrednim pretekstem, który sprowadził notowania poniżej 1300 USD, było wrześniowe posiedzenie amerykańskiego Fedu. Bank wprawdzie nie zmienił stóp procentowych, ale podtrzymał swoje wcześniejsze zapowiedzi dokonania trzeciej ich podwyżki w tym roku (co nastąpi w grudniu), a także trzech kolejnych podwyżek w 2018 roku. Dodatkowo Fed zapowiedział, że od października zacznie redukować swą rozdętą sumę bilansową, poprzez obniżenie o 10 mld USD miesięcznie kwoty, jaką reinwestuje z zapadających obligacji. Ten proces można uznać za umowny koniec ery taniego pieniądza w USA.

Co sygnały wysłane przez Fed mają wspólnego z rynkiem złota? Otóż bardzo wiele. Po pierwsze, mniejsza dostępność taniego pieniądza to również mniejsza pula jaka zostanie zainwestowana na rynku metali szlachetnych. Po drugie, Fed umocnił dolara, a ten jest mocno ujemnie skorelowany ze złotem. Im dolar jest silniejszy, tym złoto jest tańsze. I odwrotnie.

Bezpieczne obligacje dają zarobić

Pośrednio Fed jest powiązany z trzecim powodem stojącym za ostatnimi spadkami cen złota. Mianowicie, z tym co się dzieje na amerykańskim rynku długu. Na początku września doszło tam do zwrotu. Gdy prawdopodobieństwo grudniowej podwyżki stóp w USA zaczęło rosnąć, równocześnie zaczęły rosnąć też rentowności amerykańskich obligacji. I tak rentowność 10-letnich obligacji podskoczyła z 2,0213 proc. (najniższy poziom od wyborów prezydenckich w USA) do 2,2889 proc. Wiele wskazuje na to, że wzrosty te mogą być kontynuowane. A to oznacza, że można kupić prawdziwie bezpieczne papiery, które w niepewnych czasach będą chronić przed ryzykiem i już teraz dają przyzwoite dochody.

Korekta na rynku metali

Wreszcie ostatnim powodem cofnięcia cen złota jest ogólna sytuacja na rynku metali. Nie tylko tych szlachetnych, jak srebro i platyna. Wrzesień upływa pod znakiem spadków ich cen. Dobrym przykładem jest miedź, która po wcześniejszym mocnym rajdzie w górę, potaniała o 7,5 proc. W tym samym czasie spadały notowania też m.in. niklu i cynku.

Co dalej ze złotem?

O ile sytuację na rynku metali można jeszcze traktować jako korektę, to już wypalenie się paliwa w postaci Korei Północnej, a przede wszystkim dość jednoznaczna postawa amerykańskiego Fedu, nie są dobrą wróżbą dla złota. Sugerują nie tylko to, że zwrot z początku miesiąca nie był przypadkowy, ale przede wszystkim pokazują, iż są poważne argumenty przemawiające za spadkami cen w niedalekiej przyszłości. Szczególnie jeżeli uwzględnić fakt, że przez kolejne 9 tygodni inwestorzy mocno zwiększali długie pozycji w złocie, a teraz ich domykanie w przypadku gdy załamała się tendencja wzrostowa, może stanowić dodatkowe paliwo do spadków. Podobnie zresztą jak rozczarowanie wynikające ze spadku kursu poniżej psychologicznego poziomu 1300 USD.

Analiza wykresu sugeruje spadek do 1235 USD

Sytuacja na wykresie dziennym złota dość jednoznacznie przemawia za kontynuacją spadków w kolejnych tygodniach. Z celem na 1235 USD. Jedynym pocieszeniem jest to, że w długim terminie cena tego kruszcu ma szanse wrócić do wrześniowego maksimum.

Wykres dzienny cen złota

Źródło: Reuters

Notowania złota zawróciły z poziomu górnego ograniczenia rysowanego od grudnia 2016 kanału wzrostowego. W dniu 18 września została pokonania 2-miesięczna linia trendu wzrostowego, a po posiedzeniu Fed kurs przełamał psychologiczną barierę 1300 USD, a także lokalne szczyty z kwietnia i czerwca br. To wszystko mocne sygnały sprzedaży, które otwierają drogę do dalszych spadków. Zwłaszcza, że przestrzeń do ruchu w dół jest spora. Pierwsze liczące się wsparcie znajduje się dopiero na poziomie 1235 USD i tworzy go dolne ograniczenie wspomnianego wcześniej 9-miesięcznego kanału wzrostowego. To też potencjalny cel dla strony podażowej (będzie on się systematycznie podnosił).

Złoty problem polskich inwestorów

Potencjalny spadek cen złota w kierunku 1235 USD za uncję jest złą wiadomością dla wszystkich inwestorów z Polski, którzy zainwestowali w złoty kruszec. Ci muszą bowiem patrzeć nie tylko na ceny złota, ale też na notowania złotego do dolara. A ten, wspierany przez świetne dane z polskiej gospodarki, jest mocny. W 9 miesięcy amerykańska waluta potaniała z prawie 4,28 zł do 3,57 zł obecnie. W efekcie cena złota wyrażona w polskim złotym, która obecnie kształtuje się na poziomie 4626,3 zł za uncję, jest o prawie 4 proc. niższa niż na początku roku, podczas gdy złoto wycenione w dolarach w tym czasie podrożało o prawie 13 proc.

Przy obecnym kursie "zielonego", spadek notowań złota do wyznaczonego przez analizę techniczną poziomu 1235 USD oznaczałby, że cena uncji spadnie do 4409 zł, czyli poniżej lipcowego dołka (4472,6 zł) i będzie najniższa od początku 2016 roku. I to jest jedna strona medalu. Nie można bowiem zapominać, że w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowej na świecie, a więc sytuacji przed którą chcemy się zabezpieczyć inwestując w złoto, polscy inwestorzy zarabiają podwójnie. Raz na wzroście cen. Drugi raz na drożejącym dolarze.

Marcin Kiepas

niezależny analityk

Macronext

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Więcej… Zgadzam się i akceptuję