Forex


Rynek głównej pary

Nasi stali czytelnicy mają prawo być znużeni niektórymi opisami, ale cóż – na wszelki wypadek pozwolimy sobie raz jeszcze nadwyrężyć ich cierpliwość, powtarzając ogólny opis sytuacji na głównej parze walutowej.

Podsumujmy: mniej więcej od początku roku 2015, pomijając pierwszych kilkanaście dni, wykres eurodolara znajduje się w szerokiej konsolidacji. Jej dolne ograniczenie to okolica 1,0340 – 1,04 (szczegóły nie są tu kluczowe). Rejon górny to ok. 1,15 – 1,17. Na przykład u progu maja 2016 przetestowano 1,1615, po czym notowania zaczęły biec na południe, ku mocniejszemu dolarowi. Apogeum procesu przypadło na przełom lat 2016 / 2017 – po czym trend się odwrócił. Od początku roku bieżącego euro się umacnia. Znamienne jest to, że ten stan rzeczy rozwija się pomimo tego, że EBC tak naprawdę nie podjął jeszcze żadnych konkretnych kroków o jastrzębim wymiarze (nadal stopy są ultra-niskie, nadal trwa skup aktywów w ramach QE), zaś Fed realizował faktyczne ruchy, tj. dwie (w tym roku, jak dotąd) podwyżki stóp. W dodatku Fed nie wyklucza dalszej polityki tego rodzaju, a nawet ją wprost zapowiada – nawet jeśli z rozmaitymi "ale...", "w miarę możliwości...", "zależnie od danych...", "z drugiej strony..." itd.

Tak więc jastrzębiość polityki Fed jest dość mocno wyceniona, wrażenie zrobiłyby może jakieś naprawdę ostre ruchy. Ale po każdej podwyżce decydenci Fed zachowują się jakby "chcieli, a nie mogli", choć przecież jest odwrotnie – mogą, ale niekoniecznie chcą czy potrafią.

W ostatnich dniach mieliśmy parę wypowiedzi (Yellen, Harker, Kaplan, Brainard), w których pobrzmiewał ton mniej więcej taki: na razie zajmijmy się redukcją bilansu, tj. wstrzymaniem reinwestowania odsetek ze skupionych aktywów, a o stopach pomyślimy później, może coś się zrobi w grudniu, a może nie. Podkreślano np., że w gruncie rzeczy "naturalna" stopa i tak powinna być teraz niska, więc nie potrzeba aż tak wielu ruchów ze strony Fed. Charles Evans powiedział dziś z kolei, że jest za "bardzo stopniową ścieżką podwyżek". I że nie wie do końca, czy powinny być tylko dwie – te, które mamy za sobą – czy może trzy lub nawet cztery. It depends, jak zwykle.

Tymczasem na rynku pojawiły się np. pogłoski, że EBC ma we wrześniu zacząć zapowiedzieć procedurę ograniczenia i zakończenia operacji QE. Co prawda wczoraj jakoś nie wstrząsnęło to rynkiem, ale zawsze temat jest. Zresztą, już dłuższy czas temu zakładaliśmy, że w kolejnych miesiącach napięcie będzie rosnąć, a po rynku będą krążyć czy to jastrzębie wypowiedzi osób takich jak Weidmann, czy to plotki na temat tego, że EBC "zmieni nastawienie".

Co więcej, dziś rozczarowały niektóre dane z USA. Nie wszystkie, bo np. czerwcowa produkcja przemysłowa przebiła prognozę ustawioną na +0,3 proc. m/m. Faktycznie było +0,4 proc. m/m. Podwyższono też wynik majowy – z zera do +0,1 proc. m/m. Ale już np. sprzedaż detaliczna zawiodła: było -0,2 proc. m/m, oczekiwano +0,1 proc. m/m. Bez samochodów miało być +0,2 proc. m/m, było -0,2 proc. m/m. Do tego indeks Uniwersytetu Michigan zamiast spaść z 95,1 pkt do 95 pkt, zszedł do 93,1 pkt. Jasne, to nie są jakieś tragedie – ale rynek wykorzystał te wątki.

I tak oto dziś wieczorem mamy ok. 1,1460-70. W tym tygodniu były już wyższe kursy. Za chwilę możemy dobić do konsolidacyjnych peaków. Co wtedy? Jeśli Fed wykona ruch na stopach, to powinniśmy się trochę cofnąć, dolar by zyskał. Ale może ten ruch nastąpi dopiero w grudniu. A jeśli do tego czasu będziemy mieć tylko redukcję bilansu (jeśli...) i np. takie sobie dane makro, to wykres może rozbić konsolidację, szczególnie jeżeli Draghi zacznie się przeobrażać w jastrzębia.

Nie twierdzimy, że na pewno tak będzie. Ale są na to pewne szanse. Oczywiście pewną rolę gra też sama technika – część graczy zechce silniej zrealizować zyski i możemy ujrzeć powrót do konsolidacji.

Wątek polskiego złotego

Sytuacja dolar-złotego jest zazwyczaj prosta. Gdy eurodolar rośnie, USD/PLN spada – dolar jest słaby. I odwrotnie. Rzeczywiście, teraz też tak jest. Na USD/PLN w minimach było 3,6640. Przebito zatem "siedemdziesiątkę". Otwarta jest droga np. do 3,65 i niżej, tam gdzie nie byliśmy (trwale) od roku 2014.

Z euro-złotym sprawy mają się inaczej. Gdy rosnący eurodolar oznacza siłę euro i wynika np. z jastrzębich komunikatów EBC czy choćby z pogłosek tego typu, to nie pomaga to złotemu. Mocne euro to mocne euro. Gdy jednak wzrost eurodolara to tylko ucieczka od waluty USA, to na EUR/PLN możemy mieć spadki. Tak jest teraz: dziś schodzimy do 4,2030. To ważne, bo w ten sposób silnie testowana, wręcz przebijana, jest linia trendu biegnąca od połowy maja. A to linia wzrostowa. Dwa miesiące osłabiała złotego, dołki były coraz wyżej, acz maksima już nie przyrastały.

Ale uwaga: nawet jeśli trend został pokonany, to nie musi to oznaczać swawolnego spadku w stronę 4,1515 (minima z maja) czy niżej. A tym bardziej nie wyklucza to powrotu do osłabienia PLN w dalszej części roku. Jak wiemy, RPP nie zamierza teraz i jeszcze przez półtora roku (być może) podwyższać stóp procentowych. A jednocześnie EBC i Fed, co by o nich nie mówić, w największej ogólności albo prowadzą już politykę zacieśniania (Fed), albo istnieje pewna (duża?) szansa, że za kilka miesięcy do niej przystąpią.

Tomasz Witczak

FMC Management

\FMCM"

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Więcej… Zgadzam się i akceptuję